Tadeusz Wypych :::: blog o zwierzętach | blog.boz.org.pl

07.12.2012

Matactwa wokół uboju dosięgają Premiera RP

Premier Donald Tusk po raz pierwszy zajął stanowisko w sprawie afery z ubojem rytualnym w Polsce. Niestety, nic ono nie wyjaśnia, bo brzmi bardziej jak wypowiedź ofiary matactw niż osoby, która powinna być najlepiej poinformowana wśród wszystkich obywateli kraju.

Wątpliwości

Premier ma zamiar szybko uzyskać "wiarygodne analizy" porównujące ubój standardowy z rytualnym pod względem humanitarnym. Premiera nie poinformowano, że żadne analizy jakie by w najbliższym czasie dostał, nie będą bardziej rzetelne i wiarygodne niż te, jakie zleciły organy Unii Europejskiej już lata temu, przed przyjęciem ogłuszania jako zasady prawa europejskiego. Ze względów humanitarnych właśnie. Inne względy, jak bezpieczeństwo rzeźników czy kwestie sanitarne, miały tu znaczenie uboczne. Natomiast odstępstwo od zasady pozbawiania świadomości dopuszczone zostało w przypadku uboju rytualnego, z wyraźnym uzasadnieniem, że chodzi tu o kompromis z innym dobrem prawem chronionym, a mianowicie poszanowania potrzeb religijnych i tradycji. A więc nie z powodu wątpliwości Komisji Europejskiej, że ubój bez ogłuszania może być tak samo humanitarny jak ten z ogłuszaniem. Właśnie dlatego opinia Europejskiego Komitetu Ekonomiczno-Społecznego uznała to odstępstwo za "całkowicie niezgodne z celem rozporządzenia", tj. ochroną zwierząt. Zaś Europejska Federacja Lekarzy Weterynarii uznała ubój bez ogłuszania za "niedopuszczalny w żadnych okolicznościach".

Po wielu latach dyskusji i ciągłych badań naukowych Komisja nie miała i nadal nie ma cienia wątpliwości na ten temat. Natomiast premier Polski po ośmiu latach obowiązywania prawa unijnego w Polsce, nagle takich wątpliwości nabył. Jeśli to szczere wątpliwości, to będzie wyważać otwarte drzwi. Bardziej prawdopodobne jest jednak, że to tylko unik w celu zyskania czasu do wyważenia względów humanitaryzmu i względów finansowych.

Rytualny czy bez ogłuszania?

Namysł nad perspektywą wielkiej straty gospodarczej bardzo przystoi szefowi rządu, nawet jeśli cierpienia zwierząt nie można mierzyć pieniędzmi. Wszyscy dali by mu chętnie czas na zweryfikowanie, czy chodzi tu o miliard złotych rocznie i tysiące miejsc pracy. Gdyby nie to, że tutaj Premier też musi paść ofiarą matactwa.

Otóż ubój rytualny i ubój bez ogłuszania to nie do końca to samo. Może nawet w znacznej mierze nie to samo. Premier nie ma szans otrzymać na ten temat wiarygodnych informacji, bo podlegli mu ministrowie rolnictwa przez wiele lat tworzyli procedury i przepisy by to raczej ukrywać niż ujawniać. Minister Kalemba powiedział ostatnio wprost, że jego resort nie zna liczb o uboju bez ogłuszania, bo to tajemnica przedsiębiorców i związków wyznaniowych.

Przecież tak naprawdę nigdy nie szło o rynek konsumpcji polskich wyznawców judaizmu i islamu ale o certyfikowanie przez funkcjonariuszy religijnych ogromnej produkcji na eksport. Czyli o zyskowne interesy na certyfikatach, a właściwie o cały rynek zezwoleń i certyfikatów otwierających drogę do dużych pieniędzy. Ten rynek to układ wielu graczy: właścicieli rzeźni, importerów i pośredników, polskiego nadzoru weterynaryjnego, władz weterynaryjnych importera, podmiotów religijnej certyfikacji w Polsce i w innych krajach.

Główny odbiorca polskiej wołowiny, Turcja dopuszcza, by zwierzęta były ogłuszane przed ubojem. Byle były ogłuszane odwracalnie (tzn. w sposób nie prowadzący samoistnie do śmierci). Tak rozumieją ubój "rytualny" tureccy lekarze weterynarii i rzeźnicy pracujący w niektórych polskich rzeźniach. Inaczej może być, gdy konkretny importer żąda uboju bez jakiegokolwiek ogłuszenia. A gdy certyfikat ma wystawiać polski związek religijny? Nie wiadomo, zwłaszcza że związki cedują to na upoważnione przez nie samodzielne firmy certyfikujące i/lub wynajmujące rzezaków. Firmy te - jak należy się tylko domyślać - dzielą się ze związkiem zyskami z uboju, certyfikacji, nadzoru i szkoleń. Różne związki religijne na świecie mają na temat ogłuszania różne zdanie, więc kosher czy halal znaczy na światowym rynku cokolwiek, co przekona nabywcę. Po mięsie tego nie widać.

Polska Inspekcja Weterynaryjna nie interesuje się czy ubój jest z ogłuszaniem czy bez, bo interesują ich tylko ujęte w polskich przepisach normy sanitarno-weterynaryjne. Nie ma żadnych państwowych norm uboju bez ogłuszania, więc to, czy i jak zwierzę jest ogłuszanie w dopuszczonym i certyfikowanym zakładzie - Inspekcji nie interesuje. W rezultacie dane takie nie są zbierane, resort ich nie ma, więc skąd je będzie miał Premier? Ponad miliard złotych rocznie obrotu "rytualnego", o jakim mówił poseł PSL, mogło by okazać się jedynie pół miliardem, a może tylko 100 milionami z uboju bez ogłuszania. Rzecz w tym, że nie ma narzędzi weryfikacji i wiarygodnej instytucji, która by jej dokonała.

Gra z szulerem

Problem niesprawdzalności tych danych to nie problem techniczny, czy też tylko biurokratyczna ułomność administracji państwowej. To sedno politycznego pomysłu na "lewą kasę" jaki zrodził się w resorcie rolnictwa dawno temu. Sprzeczność rozporządzenia z 2004 roku z ustawą nie była spowodowana, jak to tłumaczyło Ministerstwo przed Trybunałem, naiwną chęcią "poprawienia" ustawy w myśl prawa unijnego. Zepsucie prawa było celem samym w sobie. Pozwalało nie normować i nie nadzorować uboju rytualnego, co było by nieuchronne, gdyby wprowadzony był legalnie, w majestacie prawa. Poprawne legislacyjnie wdrożenie prawa do uboju rytualnego skończyło by się tym, że musiał by działać nadzór nad tym, czy wyjątek ten faktycznie służy tylko polskim wyznawcom odpowiednich religii. Nie było by eksportu a także możliwości zarabiania na certyfikatach, które wszak nie były by potrzebne dla dystrybucji mięsa w ramach związku. Natomiast wprowadzenie tego uboju "trefnym" rozporządzeniem pociągało za sobą powstanie wyłomu w strukturach państwa na rzecz struktury nieformalnej, która mogła działać bez skrępowania. Paradoksalnie więc, ustawowy zakaz uboju bez ogłuszania z 2002 r. był tym interesom na rękę (1). Ministerstwo świadomie dezinformowało, że w tym momencie nie było w Polsce zakładów prowadzących ubój rytualny. Tymczasem rok wcześniej prasa donosiła:

Łukowskie Zakłady Mięsne "Łmeat" stawiają na eksport wołowiny. Wkrótce ruszy tam najnowocześniejsza w Europie ubojnia bydła. Łukowska ubojnia to mała fabryka. W ciągu godziny ma możliwość uboju 45 sztuk bydła. Jest produkcji niemieckiej firmy Banss, ma klatkę do głuszenia tradycyjnego, ale też rytualnego (kraje arabskie). Uroczyste otwarcie planowane jest na październik, kiedy Łmeat otrzyma uprawnienia do sprzedaży mięsa i jego przetworów do państw Unii Europejskiej.
Leszek Spaliński, dziś prezes Łmeatu, a w połowie lat 90. rzecznik prezydenta Lecha Wałęsy, nie chce zdradzać kosztów inwestycji. - Ubojnia spełnia najostrzejsze warunki sanitarne, higieniczne i zdrowotne. Tak nowoczesnej linii nie ma na całym kontynencie europejskim. Ubojnia o podobnych standardach jakościowych działa tylko na Wyspach Brytyjskich - tłumaczy Spaliński i zaznacza, że Polska jest krajem wolnym od BSE (choroba wściekłych krów), dlatego Łmeat zamierza postawić na eksport wołowiny do państw Europy Zachodniej i do krajów arabskich.
W załadach nieoficjalnie mówi się już o pierwszych dużych zamówieniach na wołowe półtusze.
(Gazeta Wyborcza, 01.09.2001)

Mnisterstwo z jednej strony zachęcało do ustawowego zakazu w 2002 r., ale gdy został wprowadzony, nie znalazł odzwierciedlenia w rozporządzeniu wykonawczym aż do kwietnia 2004 r. Zaś w okresie od 29.09.2003 do 29.04.2004, w ogóle nie obowiązywało żadne rozporządzenie o uboju. Stan prawny był w praktyce cały czas niejasny i właśnie to było najważniejsze, a nie taka czy inna treść przepisów.

Jednoznaczność prawa przywrócono na chwilę wejścia do Unii (01.05.2004) po czym, po kilku miesiącach, prawo zostało znów zepsute rozporządzeniem z września 2004 r. Po ośmiu latach, uznając to jedno rozporządzenie za sprzeczne z ustawą i Konstytucją, Trybunał zaledwie dotknął wierzchołka góry lodowej.

Wyrok Trybunału pozbawił oszustów tylko jednego argumentu, że "Unia tak każe". Nie przeszkadza to dalej siać dezinformację o "wolności religijnej" a także szantażować znaczeniem gospodarczym, rynkiem pracy i odszkodowaniami dla przedsiębiorców.

Premier zapewne ugnie się pod szantażem, rząd przeprowadzi przez sejm zmianę ustawy, a Prezydent ją podpisze jako służącą "tolerancji religijnej". Wtedy sprawa ma znów szansę trafienia przed Trybunał Konstytucyjny. Prokurator będzie miał okazję jeszcze raz wygłosić pogląd, że przychody z nielegalnej działalności nie podlegają ochronie prawa. Pewnie nadaremno.

 


(1) Warto zwrócić uwagę, że związki wyznaniowe nie zaskarżyły zmiany ustawy w 2002 r. do Trybunału Konstytucyjnego jako naruszenia "wolności religijnej", choć przysługuje im wprost prawo do takiej skargi. Dopiero gdy organizacje ochrony zwierząt spowodowały skargę Prokuratora Generalnego na bezprawne rozporządzenie, okazało się, że zakaz uboju godzi w ich prawa.