31.03.2013
Religia się nie opłaca,
czyli koniec sporu o ubój rytualny
Polskiemu przemysłowi mięsnemu nie opłaca się legalnie produkować mięsa kosher i halal na potrzeby polskich wyznawców odpowiednich religii, bo jest ich garstka (1). Opłaca się tylko eksport religijnie certyfikowanego mięsa na rynki światowe oraz na rynek unijny. Takie stanowisko zajął minister Kalemba w piśmie do Rady Ministrów.
Podobnie oceniali to zawsze "obrońcy zwierząt". Twierdzili, że dopuszczenie odstępstwa od ogłuszania zwierząt przed ubojem na potrzeby polskich wspólnot religijnych, choć formalnie możliwe na gruncie prawa europejskiego, jest w Polsce bezzasadne. Nie ma więc ani wymogu ani potrzeby zmiany polskiej ustawy o ochronie zwierząt w celu stosowania takiego odstępstwa w Polsce.
Potrzeby mniejszości wyznaniowych będą w tej sytuacji zaspakajane przez przywóz z innych państw, którego możliwość jest gwarantowana prawem europejskim (2). Polska i tak importuje ok. 20.000 ton mięsa wołowego i drobiowego rocznie. Religijne zapotrzebowanie na mięso halal i kosher to zaledwie jeden promil tego importu.
Kompromis
Pomimo sprzecznych interesów i poglądów, obie strony dochodzą do tego samego praktycznego wniosku. A więc można powiedzieć, że jest to bardzo konkretny kompromis.
Nowe stanowisko ministra Kalemby pojawiło się w odpowiedzi na propozycję ministra Boniego, który pod wpływem pryncypialnych żądań związków wyznaniowych zaproponował wprowadzenie w Polsce odstępstwa "religijnego", interpretując prawo europejskie ściśle, tj. wykluczając produkcję na eksport. W odpowiedzi, minister Kalemba wyjaśnił mu, że argument wolności religijnych był tu jedynie pretekstem, a cel proponowanych przez niego zmian ustawowych jest wyłącznie ekonomiczny, zatem propozycja ministra Boniego jest niedorzeczna. Bo faktycznie, prawdziwy interes związków wyznaniowych nie na tym polegał, że mięso było dla nich dostępne, lecz na tym, że zarabiały na certyfikacji eksportu.
Ta wymiana opinii między ministrem właściwym do spraw wyznań i właściwym do spraw rolnictwa powinna rozwiać wszelkie wątpliwości wokół sprawy uboju rytualnego w Polsce i prowadzi do jednej konkluzji: legalnego uboju bez ogłuszania w Polsce nie będzie. Z powodów — jak się okazało — ekonomicznych. Z jednej strony, nie sposób zmusić przedsiębiorców, by dla ubicia 20 sztuk bydła rocznie utrzymywali linie produkcyjne, z których każda przerabia taką ilość w pół godziny. Z drugiej zaś, nie ma jak zmusić ortodoksyjnych wyznawców islamu i judaizmu by zainwestowali we własne rzeźnie dla własnych potrzeb (3).
Stanowiska
Kompromis co do faktycznych skutków nie oznacza, że zainteresowane strony uzgodniły swoje interesy, poglądy i interpretacje prawa.
- "Obrońcy zwierząt" uważają ubój bez ogłuszania za barbarzyński, zatem niemoralny i na tej podstawie podlegający zakazowi nawet wtedy, gdy ktoś powołuje się na swoją religię. Solidną podstawą dla takiego poglądu dostarczają dane naukowe, opinia publiczna oraz europejskie i polskie prawo o wolności sumienia i wyznania.
Interesy związków wyznaniowych, polegające na świadczeniu przedsiębiorcom usług certyfikacji mięsa na eksport, były działalnością gospodarczą tych związków, która nie miały podstaw prawnych, a przynajmniej nie w prawie gwarantującym wolność sumienia i wyznania. - Minister Boni oparł się na założeniu, że same motywy religijne uzasadniają odstępstwo dla uboju rytualnego wystarczająco, ale zarazem wyłącznie. Proponuje więc ustanowić środki prawne dla ograniczenia tego uboju tylko do tych motywów, zgodnie z logiką prawa europejskiego.
Jak dotąd, minister Boni nie uzasadnił przyjętego przez siebie założenia. Nie wiadomo więc, jak zdoła zaliczyć ubój zwierząt do swobody wytwarzania przedmiotów (artykułów) religijnych, nie podważając jednocześnie koncepcji dereifikacj zwierząt. Mało prawdopodobne jest zresztą, by rząd był zainteresowany rozważaniami prawników na ten temat, skoro minister Kalemba odrzuca sam cel takiego rozwiązania. - Minister Kalemba powołuje się obecnie wyłącznie na interes przemysłu mięsnego, abstrahując od argumentów religijnych czy prawnych, które co najwyżej przywołuje gołosłownie. Zresztą głoszone przez niego wymiary strat gospodarczych też są gołosłowne. Nie ulega jednak wątpliwości, że inwestycje w linie do masowego uboju rytualnego, poczynione w ostatnich latach za namową jego ministerstwa, okazały się chybione. Tak się musi zdarzać w sytuacji gdy zamiast reprezentować interesy państwa wobec przedsiębiorców, mnisterstwo zaczyna reprezentować samych przedsiębiorców.
Projekt ministra Kalemby nie ma żadnych szans w procesie legislacji, a potem ewentualnego skarżenia prawa. Głównie dlatego, że jego propozycja zmiany polskiej ustawy oznacza wdrożenie odstępstwa bez żadnej reglamentacji. Wiemy już z praktyki, że w ten sposób wyjątek stał by się zasadą.
Zderzenie stanowisk ministrów Kalemby i Boniego pokazuje jasno, że dla legalizacji uboju rytualnego w Polsce nie ma już żadnego pola manewru.
Teoretycznie, minister Boni mógł by jeszcze tylko proponować państwowe dopłaty do importu odpowiedniego mięsa, albo uruchomienie rządowej rzeźni rytualnej. Jednocześnie wprowadzając coś w rodzaju kartek na mięso z uboju rytualnego.
(1) według samych zainteresowanych, zaledwie kilkadziesiąt rodzin żydowskich i muzułmańskich w Polsce przestrzega na codzień ortodoksyjnych norm żywieniowych, a więc jest to kilkaset osób.
(2) Rozporządzenie Rady (WE) 1099/2009 z dnia 24 września 2009 r. w sprawie ochrony zwierząt podczas ich uśmiercania, art. 26, ust. 4.
(3) ustawa z dnia 20 lutego 1997 r. o stosunku Państwa do gmin wyznaniowych żydowskich w Rzeczypospolitej Polskiej (1997.41.251), art. 9, ust. 2. stanowi tylko ogólnie, że gminy żydowskie "dbają o ubój rytualny".