Tadeusz Wypych ::: blog o zwierzętach | wwww.blog.boz.org.pl
Tadeusz Wypych, Warszawa, boz@boz.org.pl
» Fundacja dla Zwierząt ARGOS
» Biuro Ochrony Zwierząt
» Ośrodek KOTERIA

28.07.2013

"Do rzeczy" o uboju rytualnym

Politycznym sednem sejmowego rozstrzygniecia w dniu 12.07.2013 było odmówienie rzeźniczemu lobby zalegalizowania praktyki uboju rytualnego z lat 2004-2012. Ale praktyka ta stanowiła także jaskrawe nadużycie wolności religijnej. To wyznacza nowe pole sporu i ujawnia nowe fronty walki.

W tygodniku "Do Rzeczy" nr 26 (22-28.06.2013) zarówno Paweł Lisicki jak i Bronisław Wildstein odnoszą się do uchwalonego przez Sejm "zakazu" uboju rytualnego. Takie sformułowanie wprowadza w błąd, bo ubój rytualny nigdy nie był w Polsce intencjonalnie zakazywany. Owszem, w 2002 r. usunięto z ustawy religijny wyjątek od zasady ogłuszania zwierząt, ale z tego powodu, że nie był wykorzystywany (był prawem martwym). Od jedenastu lat ubój rytualny nie mógł i nadal nie może być w Polsce legalnie wykonywany. Był natomiast rozwijany nielegalnie, a Sejm jedynie nie dostrzegł w tym powodu by go legalizować. Jeżeli z perspektywy Jerozolimy i Waszyngtonu widać to inaczej, to nie powód by powielać sugestywne uproszczenia.

Sentymentalny pozór?

Zdaniem obu autorów motyw "zakazu" był irracjonalnie sentymentalny, zaczem musiał mieć drugie oblicze. Paweł Lisicki dostrzega "godzenie w rację stanu" (utrata wymiernych korzyści dla polskich chłopów oraz wywołanie skandalu międzynarodowego), zaś Bronisław Wildstein widzi "wkraczanie państwa w domenę religii" i przejaw "ofensywy antykultury".

Autorzy prezentują tu powszechną dla polskich polityków, urzędników, publicystów a nawet prawników, niewiedzę o istnieniu prawa ochrony zwierząt. A jeśli wiedzą, to sprowadzają tę dziedzinę do koncepcji pozytywnych praw zwierząt, którą kojarzą z pomysłem nadania szympansom praw wyborczych. Czyli w sumie są to jakieś bzdury i zabawki znudzonych lewaków. W takich horyzontach myślowych Autorzy nie mogli dostrzec, że ustawa skutkująca nie reglamentowanym ubojem rytualnym była by sprzeczna z europejskim prawem ochrony zwierząt, a niezależnie od tego była bublem prawnym. Łącznie, nie miała by szans ostać się przed Trybunałem Konstytucyjnym. Dla Bronisława Wildsteina nie ma tu poważnych kwestii państwa i prawa, bo jest w stanie dostrzegać co najwyżej ogólnikowy "postulat zmniejszania cierpień zwierząt" przy równie bezkształtnym "normowaniu życia społecznego", które jest jednak aktualnie zdominowane naporem "anytkulturowej rewolucji".

Paweł Lisicki ogranicza się do ubolewania nad głupotą polskiej klasy politycznej, choć sam uwierzył w owe "wymierne korzyści", które okazały się ostatecznie niewymierne, a wręcz zmyślone, co przesądziło o głosowaniu w Sejmie. Natomiast Bronisław Wildstein widzi w "zakazie", upozorowanym na "konflikt wartości", ostrze skierowane przeciw religii w ogóle. Nie dostrzega, że politycznym sednem sejmowego rozstrzygnięcia była odmowa zalegalizowania praktyki takiego uboju z lat 2004-2012, która stanowiła także jaskrawe nadużycie właśnie wolności religijnej. Czyżby uważał, że nadużywanie wolności religijnej dla niskich celów nie godzi w religię i w państwo?

Żałośnie brzmi przywołany przez Wildsteina trywilany argument, że ludzie są ważniejsi od zwierząt ("troska o ludzi wyprzedzać winna troskę o zwierzęta"). Tu nie chodzi o wybór między dobrem ludzi a dobrem zwierząt. Tu chodzi o wybór moralny między racją ofiary a racją kata. Pole takich wyborów obejmuje wszystkie "istoty zdolne do odczuwania cierpienia", tj. ludzi i zwierzęta, i kieruje nimi prawo stanowione, a nie sentymenty. Rozszerzenie tego pola moralnych wyborów na zwierzęta, to nie wyraz naiwnej antropomorfizacji zwierząt, lecz na odwrót – wyraz istotnego człowieczeństwa ludzi, czyli ich odróżniania się od zwierząt.

Wyjątek religijny

Ludzie, w przeciwieństwie do zwierząt, niełatwo poddają się czyjejś trosce. Okazuje się, że aby zadbać o wolność religijną i wizerunek Polski na świecie, należało by uruchomić państwową rzeźnię, która ubijała by tę jedną krową na miesiąc lub na tydzień i następnie bezpłatnie wciskała to mięso kilkuset wyznawcom. Rzeczpospolitą było by stać na takie rozwiązanie konfliktu. Rychło okazało by się jednak, że mięso to nie jest kosher czy halal dla danego rabina lub imama. Bo w ogóle nie chodzi tu o jakąś obiektywnie określoną jakość mięsa i procedur jego uzyskiwania. Cała koncepcja kosher i halal oraz odpowiedniej certyfikacji, to w istocie przywilej ekonomiczny ortodoksyjnych gmin, co najlepiej widać w zjawisku podatku koszernego w USA. W Polsce, wobec braku rynku wewnętrznego, przybrał on postać daniny od eksportu na atrakcyjne rynki. Prawo do uzewnętrzniania religii stało się prawem do uzewnętrzniania mięsa.

To dlatego zarówno rabin Schudrich jak i mufti Miśkiewicz kategorycznie odrzucają ubój wyłącznie na potrzeby lokalne. Zresztą podobnie jak minister Sawicki, który stwierdził, że podstawą prawną dla przemysłu uboju rytualnego było by istnienie w Polsce choćby jednego żyda lub muzułmanina. Schudrich powiedział dokładnie to samo:

"nie chodzi o ilość wyznawców,
chodzi o zasadę"

Mamy więc do czynienia z prawdziwą, a nie sentymentalną konfrontacją zasad. Zasadą prawa europejskiego jest ogłuszanie zwierząt przed ubojem, od czego możliwy jest kompromisowy wyjątek, na miarę faktycznych potrzeb lokalnych wyznawców. Rabin i Mufti bronią zaś zasady, że wolno im firmować ubój rytualny w każdej skali i dla kogokolwiek. W praktyce oznacza to pełną deregulację uboju w interesie operatorów na światowym rynku mięsa i sprowadzenie prawa ochrony zwierząt do pozorów. Tak faktycznie było w Polsce w latach 2004-2012. Po zatrzymaniu uboju rytualnego w Polsce, w pierwszym półroczu 2013 r. spadły ceny skupu choć eksport mięsa wołowego nie zmalał. Gdzie skutek, gdzie przyczyna, czyje zyski?

Lepiej zorganizowane narody, jak np. Niemcy, potrafią swoją tradycję i europejską zasadę obronić. Wyjątek religijny u nich istnieje i zaświadcza o "poprawności politycznej", ale jego stosowanie jest rygorystycznie ograniczane. Ostatnio o tyle łatwiej, o ile dostępne było mięso z tej dzikiej, antysemickiej Polski (prawo unijne zakazuje ograniczania importu mięsa z uboju rytualnego).

Niepodległość rozumowi

Ta konfrontacja zasad na płaszczyźnie kiepskiego unijnego kompromisu odsyła do kwestii ogólniejszej. Czy przejawy wolności religijnej mierzymy pojęciami świeckimi, czy religijnymi? Czy ta wolność to instytucja świecka i powszechna, czy religijna – zaczem każda religia miała by własną koncepcję swojej wolności religijnej w jej otoczeniu. Dopóki rabin Schudrich twierdzi, że w wyniku podcięcia gardła zwierzę nie cierpi, to jedynie głosi swe uprawnione przekonanie religijne. Ale jeśli wyciąga stąd wniosek, że zakaz shechity narusza wolność religijną, to przemyca tę ocenę na grunt świeckiego prawa, gdzie taki pogląd jest zwykłą bzdurą.

Podobnie było by, gdybyśmy na wzór urzędników niemieckich, pytali rabina Schudricha o doktrynalną podstawę zakazu ogłuszania. Usłyszymy, że Tora zakazuje spożywania padliny. Dlaczego jednak rażenie mózgu i otwarcie naczyń czyni ze zwierzęcia padlinę, a podcięcie gardła (naczynia, przełyk, tchawica) nie czyni? Czy dlatego, że po utracie przytomności zwierzę już się nie rusza, a po samym podcięciu gardła jeszcze długo walczy? Wszak w obu przypadkach dochodzi do takiego samego wypompowania krwi przez pracujące serce, co jest równie istotne dla każdego uboju. Na to pytanie nie ma racjonalnej odpowiedzi, jest tylko poetyka religijnych skojarzeń. Po prostu, w XVI w. rabini unormowali procedurę shechity i odtąd ma ona samoistną wartość tradycji religijnej, obywającą się bez racjonalizacji.

Muzułmanin, prof. Selim Chazbijewicz określił to precyzyjnie:

"ubój rytualny jest konsekwencją nakazów religijnych, jego zasadność nie polega więc na argumentacji obiektywnej, etycznej czy prawnej w rozumieniu prawa stanowionego".
Ale jak w takim razie stosować konstytucyjne granice dla uzewnętrzniania religii, z powodu m.in. moralności (art. 53, ust. 5)? Dla prof. Chazbijewicza odpowiedź jest prosta – nie stosować. Bo on jest zwolennikiem państwa wyznaniowego, w którym religia sama określa swe granice. Ale dlaczego żąda od współobywateli, którzy cenią sobie państwo oparte na stanowionej konstytucji, by zgodzili się, że jakieś sprawy publiczne "nie podlegają argumentacji obiektywnej"? Czy to znaczy, że mamy zwijać historię Europy wstecz do czasów wojen religijnych? A może to zapowiedź nowych takich wojen?

Nieoczekiwanie, stanowisko takie jak prof. Chazbijewicza znalazło licznych sojuszników wśród tych gorliwych publicystów, którzy nade wszystko chcieli by zaprzeczyć istnieniu świeckiej moralności, postrzegając w niej wroga moralności tradycyjnej, opartej na religii. A z drugiej strony - przyciąga do sprawy utrzymania zakazu uboju rytualnego wszelkie resentymenty antyreligijne i antykościelne.

Tymczasem moralność świecka jest w Polsce równie tradycyjna jak ta religijna. Ochrona prawna zwierząt jest polem, na którym obie te tradycje dość się różnią, choć sobie nie przeczą. Lisickiemu i Wildsteinowi nie udało się tego dostrzec, bo pozwolili, by oczy przysłoniła im "antyreligijna i antykulturowa rewolucja", do której to szufladki włożyli sprawę uboju rytualnego z całym dobrodziejstwem inwentarza. W rezultacie do bojowników "antykultury" należało by zaliczyć także takich wybitnych polskich Żydów, jak Samuel Dombrowski czy prof. Jan Woleński.

Najbardziej trafnie aktualny konflikt zakwalifikował Jarosław Kaczyński, gdy wynik głosowania w Sejmie skomentował krótko jako zwycięstwo ludzi przyzwoitych.